¤ Death in June - But, What Ends When the Symbols Shatter? ¤
New European Recordings
1992
Ocena:
1. Death Is the Martyr of Beauty, 2. He's Disabled, 3. The Mourner's Bench, 4. Because of Him, 5. Dædalus Rising, 6. Little Black Angel, 7. The Golden Wedding of Sorrow, 8.The Giddy Edge of Light, 9. Ku Ku Ku, 10. This Is Not Paradise, 11. Hollows of Devotion, 12. But, What Ends When the Symbols Shatter?
Z³otego wieku neofolku ci±g dalszy. Nie potrafiê do koñca uargumentowaæ w czym "Symbols Shatter" jest lepsze od "The World That Summer" czy "The Wall of Sacrifice", ale mimo to w przegl±dzie DIJowych d³ugograjów plasujê w³a¶nie tê p³ytê na szczycie. Podstawowy powód jest prozaiczny - to album doskona³y, bez skazy (szuka³em na si³ê), spajaj±cy wszystko to, co chcia³oby siê us³yszeæ na pojedyñczym kr±¿ku podpisanym przez Pearce'a. Nie wi±¿ê z nim ¿adnych osobistych emocji czy wspomnieñ - to zwyczajnie dzia³a fuzja genialnych umys³ów Davita Tibeta i Douglasa Pearce'a, która musia³a w koñcu wydaæ na ¶wiat najpiêkniejsze ziemskie dziecko. Siêga ono do mroku ludzkich dziejów, zapamiêtuje zamêt i trwogê, i przeistacza je w obrazy ze snów, tym razem tych cudownych, które ma siê ochotê nagraæ i prze¿ywaæ na nowo, gdy tylko wymy¶l± implant ³±cza USB prowadz±cego wprost do ludzkiego mózgu. Jak niesie wie¶æ gminna, "Symbols Shatter" to efekt Douglasowego odgra¿ania siê, ¿e rych³o skoñczy z sob±, gdy¿ na "The Wall of Sacrifice" osi±gn±³ szczyty swoich mo¿liwo¶ci twórczych. Bzdura to lub nie, na "Symbols" nastêpuje wyra¼na ucieczka od wszelkich dziwactw i sonicznych do¶wiadczeñ, jakby na przekór osi±gniêtemu na "Wall" szaleñstwu doskona³emu. P³ytê wype³niaj± wy³±cznie piosenki, które nawet w ich w³asnym obrêbie pozostaj± niezm±cone jakimkolwiek flash-backiem ponurego widziad³a. To pierwszy krok Pearce'a ku ascezie, po¶wiêcaj±cemu wszelkie bajery dla osamotnionego, miêkkiego barytonu na tle akompaniamentu akustycznej gitary. Tutaj jednak¿e owa prostota stanowi arcydzie³o - wraz ze ¶piewaj±cym Davidem Tibetem (to anio³ stró¿), Douglas wyprowadza same hiciory, urzekaj±ce ponur± liryk±, a jednocze¶nie z niezwyk³ym spokojem ducha i równowag± umys³u. W¶ród czarnych przepowiedni zaklête jest cudowne piêkno i prawdziwie niebiañska rado¶æ, jakby pogodzona z beznadziejno¶ci± ¶wiata i jego poukrywanych oszustw. Piekielnie przewrotnym chwytem by³a tu bezpo¶rednia inspiracja piosenkami Chóru ¦wi±tyni Ludu wielebnego Jima Jonesa - czy zatem jest to piêkno które skrywa ból i cierpienie, czy te¿ na odwrót? Polecam spróbowaæ wszystkim - je¶li nie bêdzie smakowaæ, mo¿ecie sobie odpu¶ciæ nie tylko resztê Death in June, ale ca³y neofolk.