1. Pro Victoria, 2. Sentinel, 3. Tomorrow Never Comes, 4. The Great Divide, 5. Ghost, 6. Art of Conflict, 7. Defiant, 8. Verum Æternus, 9. From My Hands, 10. Where There Is Light
Od zrytmizowanego synhtie po indie a'la Apop, czyli Victory Not Vengeance Of Faith Power And... Disgrace.
Ronan Harris - w my¶l starego indiañskiego porzekad³a - ugi±³ siê niestety pod wp³ywem swojego greckiego instrumentalisty, który bije rekordy popularno¶ci w oparciu o 'jeden akord' i umiejêtno¶ci swoich wokalistów. Trudno zgodziæ siê równie¿ z tez± stawian± przez b±d¼ co b±d¼ sympatycznego Irlandczyka, i¿ pod wzglêdem jako¶ci (d¼wiêku) nowy album posuwa grupê o krok do przodu. Z t± podnios³o¶ci±, uduchowieniem i bezkompromisowo¶ci± te¿ bywa ró¿nie. Jak to mówi±: ile istnieñ, tyle interpretacji - a na dyskurs i dywagacje nie starczy³oby ¿ycia.
Dostojna introdukcja na bêbny i organy faktycznie wprowadza ceremonialn± atmosferê, patos i elegancjê. Prê¿ny miarowy bit, 'p³yn±ce' linie syntezatorów stanowi± bazê kolejnych: "Sentinel", "Tomorrow Never Comes". Dot±d jest dobrze. "The Great Divide" wprowadza ju¿ niestety aurê tr±caj±c± komuna³em, truizmem, który sieje spustoszenie m.in. na ostatnich dwóch albumach Stefana G. Zgrywane na komputer sekwencje mia³kich gitarowych riffów, podbite emocjonalnym (nie emocjonuj±cym) motywem klawiszowym - w tak krótki sposób mo¿na scharakteryzowaæ nastêpuj±ce po sobie, kolejne wynurzenia. Podobnie¿ jest w przypadku "Deviant", "Verum Æternus", czy wieñcz±cego dzie³o 'Where There Is Light". "Of Faith, Power & Glory" nie ratuje ani fortepianowa 'g³êbia' "From My Hands", ani te¿ downtempowo, (po)mrocznie i tajemniczo zaaran¿owany "Ghost". Najmocniejsz± stron± albumu jest jego ok³adka.
Mam tylko nadziejê, ¿e to ostatnia p³yta tej grupy, która kojarzyæ siê bêdzie czê¶ciej z kiepsk± zabaw±, niemodnymi strojami i zapachem naftaliny. Najbezpieczniej wykorzystywaæ j± podczas porannej toalety.