¤ Mum w CDQ, czyli Akordeon jest wielki a ja malutka - 21.11.2002, Warszawa ¤
Czy to tu? - zdawa³o siê pytaæ wiêkszo¶æ dusz przybywaj±cych pod Centralny Dom Qltury 21-go listopada celem upojenia siê d¼wiêkami muzyki Mum. Gdyby nie tablica z adresem i wielki b³yszcz±cy autokar na go¶ciñcu trudno by³oby odgadn±æ, ¿e ta paskudna obskurna rudera, przywodz±ca na my¶l jedynie do³uj±ce opowiadania H³aski, to ten sam s³ynny lokal pretenduj±cy do miana jedynego undergroundowego klubu w stolicy, paradoksalnie z pierwszych stron gazet. Szybki telefon do kolegi M. Alexandra potwierdzi³ moje najgorsze przypuszczenia. Wchodzimy.
Wchodzimy? Akurat. Przenikamy do wnêtrza klubu przez piwnicê (wej¶cie g³ówne ostatnio otwierane przez Urz±d Bezpieczeñstwa), co jest o tyle dobre, ¿e zziêbniêci interesanci chc±c nie chc±c samoczynnie organizuj± siê w potuln± kolejkê, bo w tym w±ziutkim korytarzyku o ¿adnym przeciskaniu siê nie ma mowy. Zaczyna byæ "klimatycznie", wieje qltur± - tagi, vlepy, wrzuty wszelakiej ma¶ci. Dalej bilecik, piecz±tka, s³ynny szatniarz rodem z Tolkiena, rozmowy o Islandii i nowej p³ycie Sigur Rós (btw. mam rec soon). Schody. No i wreszcie ¶wiat³o, od którego ca³y pokry³em siê b³yszcz±cymi nanorobotami, a moja fasolka zaczê³a ¶wieciæ zêbami. Na górze lounge - poduchy, kanapy, stoisko z p³ytami i gad¿etami Mum. Na dole scena - z sufitu gêsto zwisaj±ce strzêpy torebek foliowych, ze ¶cian strasz± sylwetki sta³ych bywalców CDQ, wystrój w przyprawiaj±cy o z³e dreszcze stylu vintage. Gor±co - wentylator za g³o¶ny do pracy w trybie ci±g³ym. Przy barze siedz±cy Jezus, panienka w ci±¿y, licealistki z podrêcznikami do chemii na kolanach. W¶ród reszty go¶ci obowi±zuj± dredy, obcis³e bluzy, rogowe okulary, kamizelki i swetry w paski. Co druga twarz taka jakby znajoma...
Najpierw na scenie Silver Rocket - nienajgorzej. Zaprezentowali podchodz±ce pod styl Pram melodyjki rozpisane na Apple Macintosh, gitarkê, dzwoneczki i damski g³os. Rozbudzili ciekawo¶æ ci±gle nap³ywaj±cej do wnêtrza publiki; brawa najpierw z grzeczno¶ci, ale potem ju¿ szczerze i spontanicznie.
Nastêpnie Waxfood, czyli Futro incognito. Zaczêli ostro, bardzo pewni siebie, jakby pragn±c udowodniæ, i¿ kolejno¶æ supportów nie by³a przypadkowa. Niestety zaraz po nienajgorszym szancie Noviki (o¶lepiaj±cej wszystkich ilo¶ci± brokatu we w³osach i kilogramami ¶wiecide³ek w uszach i na szyi), zeszli na strasznie smêtne i nudne duby. ("Ach, pieprzone Królewskie...", pomy¶la³em sobie niczym KyleMc. w B.Velvecie).
Po powrocie z kibla zasta³em ju¿ prawdziwie tramwajowy t³um. Na szczê¶cie CDQ jest tak ma³y, ¿e praktycznie z ka¿dego miejsca widzia³o siê scenê jak d³oni. A na niej rozstawiaj±cych swój sprzêt muzyków z Mum.
Na ich twarzach zw±tpienie. Na przestrzeni nie wiêkszej ni¿ standardowa ³azienka musieli zmie¶ciæ siê w 7 osób (tak, Mum w podró¿y to ju¿ nie kwartet) razem z ca³ym ekwipunkiem - perkusj±, wiolonczel±, cymba³ami, akordeonem, itd. Tylko cudem nie powybijali sobie nawzajem oczu przy rotacji instrumentów, ale na¶ciskali siê nie mniej ni¿ ledwo ju¿ dychaj±ca publiczno¶æ (organizatorzy - shame on da nigga!). O pe³niê szczê¶cia zadbali nasi techniczni (jak ja ich nie znoszê), którzy w trakcie wystêpu gramolili siê niestrudzenie na ten i tak ju¿ zatkany pode¶cik, bez krêpacji potr±caj±c jedn± z w±t³ych sióstr - no, ale przecie¿ co tam sami muzycy, wa¿ne ¿eby w g³o¶nikach nie rwa³o, ni?
Zabrzmi to pewnie sztampowo i sztucznie, ale by³o piêknie. Moment startu przedstawienia by³ ca³kowicie ró¿ny od takich typowych powalaj±cych na plecy entrasów z orgi± ¶wiate³, wrzeniem publiczno¶ci, itd. Tu muzycy Mum zaczêli krz±taæ siê po scenie, czyni±c niedu¿y zgie³k instrumentami niby to w ramach ostatniego soundtestu, gdy nagle w ca³kowicie niewyczuwalnym momencie, zaczêli graæ "naprawdê".
Zapanowa³o powszechne skupienie, ko¶cielna niemal¿e powaga. Nikt w klubie nie rozmawia³, ma³o kto w ogóle siê porusza³. Siostry, bezszelestnie niczym duchy zjawi³y siê przed mikrofonami, trochê jakby onie¶mielone setk± przeszywaj±cych je zaintrygowanych spojrzeñ ludu Polan.
I równocze¶nie, z harmoni± godn± anielskiego chóru, objawi³y polskiej publice swoje g³osy.
W jednej chwili niewiele ponad sto owieczek zapomnia³o o bo¿ym ¶wiecie. Jak za b³ogos³awi±cym dotykiem istoty wy¿szej, ca³y gniew, troski i ból ulecia³y tam sk±d przysz³y. Spojrza³em po ludziach - ci, którzy jeszcze nie zamknêli oczu zastygli z mieszank± uwielbienia, zaskoczenia i ca³kowitego oddania, maluj±c± siê na ich obliczach. Kto¶ nieopodal zako³ysa³ siê hipnotycznie, jaka¶ dziewczynka z przodu sceny zas³ab³a.
Ten pierwszy utwór ustawi³ gawied¼ ju¿ do koñca koncertu. Dzieciom z Bullerbyn uda³o siê bowiem tr±ciæ jak±¶ wspóln± dla wszystkich ludzkich istnieñ strunê, odpowiadaj±cym za najs³odsze, najmilsze, i niestety te najbardziej odleg³e wspomnienia i uczucia - zakorzenione w najg³êbszym dzieciñstwie, przywo³ywanym czasami w snach lub muzyce. W powietrzu unosi³a siê odurzaj±ca mieszanka nostalgii i ekstatycznej rado¶ci, najpiêkniejszych wspomnieñ, nadziei i mi³o¶ci. No, s³owem by³o bardzo s³odko. Gdy rozp³ynê³y siê ostatnie nuty tego utworu, panowa³a cisza. Mnóstwo zamkniêtych oczu, rozmarzonych u¶miechów, policzków pe³nych wypieków. Przyjemny wiaterek prosto z Reykiaviku, przywo³any za pomoc± swojsko psuj±cego siê wentylatora. Hello?, zapyta³ przez mikrofon Gunnar. A potem d³uga, d³uga owacja. A to tylko jeden utwór. Upojenie trwa³o.
Koncert trwa³ dok³adnie tyle, ile by³ powinien. Pozornie krótko, ale wystarczaj±co d³ugo, aby pozostawiæ rozanielon± publiczno¶æ z uczuciem smacznego niedosytu. W koñcu Mum to nie Pink Floyd, ¿eby dawaæ przesz³o trzygodzinne spektakle. "Poland was fun, dziiiiikujyy!", podsumowa³ Warszawê zespó³ na odchodnym.
Mum na pewno zapisz± siê w pamiêci wszystkich obecnych wówczas go¶ci CDQ. Nie tylko dziêki muzyce, ale tak¿e takim sympatycznym drobnostkom, jak upad³ym mikrofonem, sympatycznym go¶cinnym trêbaczem, który bawi³ zebranych osobliw± islandzk± urod± i mimik± ("Gdy dmê, liczy siê tylko moja tr±bka i ja"), godn± podziwu ekwilibrystyk± podczas gry na akordeonie i elektrycznych fujarkach, itd. Prawdziwych fanów Mum nie by³o za wiele - przebój "Green Grass of Tunnel" rozpoznali nieliczni - ale za³o¿ê siê, ¿e po tym wystêpie na pewno sporo ich w Polsce przybêdzie.
-- eliks [30 listopada 2002]
ostatnie relacje autora: - Einstürzende Neubauten - 20.04.2008, Warszawa, Progresja -- [25 kwietnia 2008] - The Cure - 18.02.08, Warszawa, Torwar -- [19 lutego 2008] - Lisa Gerrard - Teatr Roma, Warszawa, 25.04.07 -- [26 kwietnia 2007] - Scorn - 20.10.2005, Warszawa, 1955 -- [21 pa¼dziernika 2005] - Archive i Snowman - 09.11.2004, Warszawa, Stodo³a -- [12 listopada 2004] wiêcej...
powrót do relacji »
|